Bezsilność.
Dopadła mnie dziś bezsilność.
Pracuje trochę daleko od domu.
Fakt, dojazdy są trochę męczące, a bardziej fakt, że tracę na nie trochę czasu, który mogłabym spędzić z moim dzieckiem.
Bezsilność, że niema mnie na tyle blisko, że w razie potrzeby mogę szybko popędzić do mojego dziecka jak na przykład dziś.
Bezsilność, że nie mogę się zwolnić na chwilę z pracy żeby podjechać z moim największym Skarbem do lekarza.
Bo przecież trzeba by mi było na to ze 3 godziny chyba, i to jakbym miała już umówioną wizytę przez telefon czego też nie mogę zrobić, bo się nie da.
Największą moją bezsilnościom jest jednak fakt, że nie mogę mojej największej pociechy odbierać z przedszkola bo z tym borykam się każdego dnia,
którego Ama jest w przedszkolu.
To taka moja bezsilność, każdy ma swoją wiadomo.
Moja dla mnie na tą chwilę jest duża, bo wielka to jednak za duże słowo.
Ale czym ona jest, ta moja, na tle takich wielkich.
Odeszło mi jednak myślenie o tej mojej bezsilności jak usłyszałam od mojej koleżanki, że jej znajomej dziecko jest poważnie chore.
I co ona ma powiedzieć. To dopiero musi być bezsilność.
Nie mniej ta moje dla mnie też jest przykra, bardzo przykra słysząc "mamusiu kiedy Ty mnie w końcu odbierzesz z przedszkola".
Kiedy Ty mamusiu - odbija mi się echem w głowie.
Ale jaką radość sprawiło mi patrzeć na szczęście w oczach Amy, gdy mamusi zrobiła jej niespodziankę
i któregoś dnia odebrała ją niespodziewanie z przedszkola.
Dla niektórych zwykła codzienność, dla nas wielkie wydarzenie.
Może warto czasem się zatrzymać nad tą zwykłą codziennością i docenić to co się ma.
Bo może i ta moja bezsilność jest dla mnie duża i uciążliwa, ale ją mam, a niektórzy nie mają i tego.
My mamy dla siebie każdy wieczór i każdy weekend :)
A dla Was zdjęcia z cząstki naszej wspólnej świetnej soboty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz